Zależało nam na tym, aby ułatwić franczyzobiorcom rozpoczęcie sezonu i złagodzić konsekwencje kilkutygodniowego opóźnienia sprzedaży. Dlatego więc znieśliśmy pierwszą opłatę franczyzową oraz opłatę marketingową. Nasi partnerzy mogą ponadto liczyć na różnego rodzaju ulgi w innych opłatach, odraczanie ich na kolejny sezon, wydłużenie terminów płatności czy zwiększenie limitów kredytowych – mówi Radosław Charubin, właściciel franczyzowej sieci lodziarni LodyBonano.
Jak wygląda dzisiaj sytuacja sieci LodyBonano? Czy wszyscy franczyzobiorcy przetrwali kryzys?
Radosław Charubin: Kiedy w połowie marca branża gastronomiczna praktycznie stanęła, nasza sieć właśnie przygotowywała się do otwierania pierwszych lokali. Mimo że prognozy dotyczące gospodarki nie napawały optymizmem, franczyzobiorcy LodyBonano nie podejmowali nerwowych ruchów. Wiedzieliśmy, że do szczytu sezonu mamy jeszcze kilka tygodni i wszystko może się wydarzyć. Na szczęście ogromna większość z naszych partnerów przetrwała ten okres, między innymi dzięki planom wsparcia, jakie wprowadziliśmy w związku z zaistniałą sytuacją.
Kolejne etapy luzowania obostrzeń sprawiły, że niektórzy właściciele rozpoczęli sprzedaż już w drugiej połowie kwietnia, oferując lody na wynos. Obecnie, po zniesieniu nakazu noszenia maseczek w otwartej przestrzeni, branża lodowa została zupełnie odblokowana i lokale działają już bez większych problemów.
A jak w takim razie wyglądają wyniki sieci w porównaniu do zeszłego roku?
Na razie jest zbyt wcześnie, żeby przedstawiać jakiekolwiek statystyki. Teraz skupiamy się na bieżącej obsłudze naszych klientów. Myślę, że dopiero po wakacjach będziemy mogli pokusić się o pierwsze podsumowania i wnioski. Ostateczne rozliczenie nastąpi jak co roku – w październiku, gdy oficjalnie zakończymy sezon lodowy. Wtedy sprawdzimy, czy epidemia znacząco wpłynęła na sytuację sieci i jej partnerów.
Czy w związku z odmrażaniem gospodarki widać zmiany w zachowaniach konsumentów?
Możemy zaobserwować dwie tendencje. Z jednej strony istnieje grupa konsumentów, która nieśmiało podchodzi do zakupów. Stanowią oni jednak mniejszość. Przeważają bowiem osoby, które chcą powrócić do względnej normalności – są wręcz wygłodniałe zimnych deserów i całej otoczki, jaka wiąże się z „wypadem na lody”.
W naszej sieci wdrożyliśmy wiele procedur ochronnych – obsługa pracuje w maseczkach i rękawiczkach, a klienci zachowują odpowiedni dystans, stojąc np. w kolejce. To wszystko wpływa na większe poczucie bezpieczeństwa podczas wizyty w lodziarni i mamy nadzieję, że w krótkim czasie przekona tych, którzy mają jeszcze obawy związane z potencjalnym zakażeniem.
Wróćmy jeszcze do okresu od połowy marca. Podczas pandemii starali się Państwo wspierać swoich franczyzobiorców – jakie działania w tym zakresie Państwo podjęli?
Zależało nam na tym, aby ułatwić franczyzobiorcom rozpoczęcie sezonu i złagodzić konsekwencje kilkutygodniowego opóźnienia sprzedaży. Dlatego więc znieśliśmy pierwszą opłatę franczyzową oraz opłatę marketingową. Nasi partnerzy mogą ponadto liczyć na różnego rodzaju ulgi w innych opłatach, odraczanie ich na kolejny sezon, wydłużenie terminów płatności czy zwiększenie limitów kredytowych. Dzięki temu zyskują czas na rozkręcenie ruchu w swoich lokalach bez ponoszenia standardowych kosztów.
Jak Pana zdaniem będą wyglądały najbliższe miesiące pod względem sprzedaży?
Wszystko zależy od sytuacji w kraju – zarówno epidemicznej, jak i gospodarczej. Trzymamy się tego, że jak przewidują eksperci, latem nastąpi spadek zachorowań. Teraz trzeba więc liczyć przede wszystkim na łaskawość pogody, która ostatnio niestety trochę kaprysi. Mamy jednak nadzieję, że wakacje nie zawiodą nas pod tym względem, a ciepła aura pozwoli franczyzobiorcom uzyskać zadowalające obroty, co zrekompensuje kilkutygodniowe opóźnienia.
Rozmawiała Urszula Szewczyk.