Jak wygląda sytuacja klubów fitness prawie dwa miesiące po ponownym otwarciu?
Tomasz Napiórkowski Prezes Zarządu Polskiej Federacji Fitness, Dyrektor Operacyjny Orangetheory Fitness: Źle, nie wygląda dobrze i to nie przez restrykcje sanitarne, żeby mieć jasność, ale przez to, że ludzie najzwyczajniej w świecie się boją. Media zrobiły oczywiście dużo działalności prewencyjnej i my to wszystko rozumiemy, ale ludzie jednak wystraszyli się za bardzo. Jak widzimy fitness kluby nie są najbardziej niebezpiecznym siedliskiem zarazków i wirusów. W tej chwili ani w Polsce, ani w Europie nie ma ani jednego przypadku ogniska koronawirusa, jeśli chodzi o kluby fitness.
Czy dysponuje Pan statystykami, ile klubów poradziło sobie finansowo z lockdownem, a ile z nich zostało zamkniętych?
Rzetelne statystyki będziemy mieli dopiero we wrześniu i październiku, ponieważ wówczas kończy się większość środków, które był dostępne z tarczy antykryzywoej. Na ten moment mamy wyniki badania, które przeprowadziliśmy wśród 444 właścicieli klubów, którzy odpowiedzieli na pytania związane z ekonomią, przychodami rok do roku, jak to generalnie wygląda w porównaniu do poprzedniego roku. Jeśli chodzi o przychody, to kluby mają średnio 50% tego, co w ubiegłym roku, więc to jest ogromny cios dla branży. Gdzie i tak porównujemy zły okres do złego okresu, bo wakacje dla naszej branży nigdy nie są łaskawe.
Z jakimi największymi wyzwaniami mierzą się teraz właściciele klubów fitness?
Problemy z renegocjacją czynszu w centrach handlowych, bo to jest główny koszt. Większość właścicieli uważa, że jesteśmy otwarci, to powinniśmy płacić 100% czynszu. To jest być, albo nie być dla klubów. Na szczęście wynajmujący coraz bardziej zdają sobie sprawę z tego, że w dobie pandemii, którą mamy cały czas i pod te lokale, w których obecnie są kluby fitness, nie będzie tak łatwo znaleźć najemcę. Trzeba rozważyć dwie rzeczy: czy nie lepiej wypracować kompromis, czy zostać bez najemcy i z pustym lokalem, który nie będzie generował żadnych przychodów. To, co my rekomendujemy wynajmującym jako Polska Federacja Fitness, to czynsze obrotowe.
Czy wynajmujący zgadzają się na tę propozycję?
Część tak, a część zgadza się na hybrydy, czyli czynsze obrotowe, a czynsz stały na poziomie „x”, czyli jakąś kwotę wynajmujący ma gwarantowaną, a reszta jest uzależniona od zmiennej przychodowej. Jest to faktycznie w miarę uczciwe. Ten kompromis pozwala na odbudowanie kondycji finansowej najemcy, a wynajmujący dostaje przecież też wynagrodzenie w postaci tego czynszu proporcjonalnie do tego, jak najemcy udaje się wrócić na stare tory. A w tym wypadku, który obecnie bardzo często się dzieje, że wynajmujący mówi: „No dobrze, otworzyliście się, płaćcie 100%”, to przecież klub nie wyciągnie tych pieniędzy znikąd, skoro ma 50% tego, co miał. To jest po prostu nierealne.
Jak zachowują się dzisiaj klienci? Jakich zakupów dokonują? Czy stawiają na treningi personalne, karty abonamentowe czy pojedyncze wejścia?
Na pewno widać trochę większe zaufanie do mniejszych klubów. Największe spadki przeżywają duże kluby, wielkopowierzchniowe i faktycznie jest lekki wzrost widoczny w usługach jeden na jeden, czyli właśnie treningi personalne. Ludzie jednak stawiają na to bezpieczeństwo, a mały klub czy praca jeden na jeden pozwala na pewno w większym stopniu zachować reżim sanitarny niż np. w większym klubie, gdzie nie skontrolujemy 3000 m2, bo musiałbym mieć, co kilka metrów ustawionego pracownika, który patrzy czy każdy po sobie dezynfekuje sprzęt.
Jak wygląda współpraca klubów fitness z firmami sprzedających karty abonamentowe umożliwiające wejścia na różne siłownie?
Powstaje ciekawy dysonans, bo dziwnym trafem pierwszy i drugi kwartał to był najlepszy okres pod kątem zyskowności dla tych firm. Głównym kosztem operatorów kart sportowych, czyli pośredników, to są faktury wypłacane klubom za użytkowanie tych kart. Te firmy rozliczają się z klubami fitness za każde wejście daną kwotą. Kiedy kluby były zamknięte, 30% kart było nadal opłacanych, ale przecież ludzie nie mogli z nich skorzystać, wiec to jest czysty zysk. I to klubom fitness nie do końca się podoba, bo przecież to dzięki ich infrastrukturze te karty w ogóle istnieją, a pośrednicy nijak nie weszli w buty właścicieli i praktycznie nie uruchomili żadnego dialogu z branżą. Wręcz powiedziałbym, ze niektórzy obawiają się tego dialogu i nie chcą rozmawiać o tym, jak to powinno wyglądać i że taki model biznesowy, jaki był, już teraz nie powinien funkcjonować.
Jak ta sytuacja i ewentualne rozmowy będą wyglądały w najbliższym czasie?
Tutaj trzeba zaznaczyć, że Polska Federacja Fitness powołała Radę dialogu branżowego składającą się zarówno z właścicieli największych sieci w Polsce, jak i pojedynczych klubów. Czyli jest reprezentacja z każdej strony rynku i rozpoczęliśmy rozmowy z tymi pośrednikami, prawie ze wszystkimi, bo jeden z nich nam odmówił i generalnie nie chce się spotkać, a reszta zaczęła rozmawiać. Oczywiście ten, który nie chce się z nami spotkać, to ten największy. Może się to natomiast bardzo mocno zmienić, ponieważ widzimy, że ten model współpracy przestaje działać. Mamy może 30% wejść, które mieliśmy rok temu z tych kart, więc ten przychód też nam spadł o ponad połowę. Obecnie przez koronawirusa 30% kart zostało wyłączonych definitywnie, więc 70% przychodu zostało u pośrednika. Natomiast w klubach proporcja jest odwrotna. Wcale nie chodzi 70% osób, skoro 70% kart zostało, tylko chodzi 30%, a 70% nie chodzi. I znowu, jak mielibyśmy wrzucić to na wagę: ile pieniędzy jest w obrocie, ile pieniędzy trafia do klubów fitness, a ile pieniędzy zostaje u pośrednika i nigdy, nigdzie nie trafi, poza jego portfelem, znowu jest dysonans. Przecież te karty miały służyć klubom, mieliśmy być partnerami, a tak naprawdę dzięki naszej infrastrukturze kluby nie zarobią tych pieniędzy, nie uzyskają ich, a uzyska je pośrednik.
Warto też zaznaczyć, że nie ma drugiej takiej sytuacji na świecie. W innych krajach oczywiście są pośrednicy, ale mają może 2% udział w rynku, może 3-4%, a w Polsce pośrednicy, a dokładnie ten jeden największy pośrednik, ma prawie 40% udział w rynku pod kątem obrotów. W innych krajach, czy to w Europie Zachodniej, w Stanach czy nawet w Czechach, kluby żyją z tzw. „nieużytków”, czyli mam 100% klientów, część z nich ćwiczy, część nie, ale wszyscy płacą, bo mają abonament. Więc wiele klubów na świecie nie ma takiej tragicznej sytuacji, jak my w Polsce, ponieważ mają cały czas masę „nieużytków”, których właściciele cały czas płacili za swój abonament i płacą cały czas. U nas ten rynek nieużytków, przejęły karty pośredników. Efekt jest taki, że przychód, który normalnie zostawałby w klubach fitness, nie zostaje u nich, tylko zostaje u pośrednika. I ten pośrednik urósł do takich rozmiarów, jakich urósł i mamy poniekąd konflikt interesów, bo to pośrednik decyduje, ile zarobimy, jaką mamy stawkę za wejście, czy my dostaniemy te pieniądze czy nie i to nie jest zdrowe. To się obnażyło już wcześniej, ale COVID tylko to unaocznił wszystkim.
Jakie mają Państwo pomysły na zwiększenie ruchu w klubach i przywrócenie branży fitness do kondycji, w której była przed pandemią?
Jesteśmy przed wideokonferencją z Ministerstwem Zdrowia, ponieważ chcemy uruchomić wspólny program pod hasłem: „Aktywność to odporność”, gdzie mamy jasne, naukowe dowody na to, że faktycznie tak jest i chcemy, żeby państwo nas wsparło pod kątem promowania tego zdrowego trybu życia, bo faktycznie ta aktywność ma ogromną korelację z odpornością i jeśli faktycznie chcemy mieć odporny naród na to, co się dzieje i zaktywizować go trochę bardziej i postawić na ten zdrowy tryb życia, to państwo powinno nas tu wesprzeć, a wiemy, ze to może mieć ogromny wpływ, bo dzisiaj większość oczu zwrócona jest na to, co Ministerstwo Zdrowia czy wszystkie okoliczne firmy z sektora medycznego, powiedzą. Jak się wypowiedzą pozytywnie o naszej branży i o tym, że współdziałamy, to jak najbardziej, może się to przełożyć na większy ruch, a wtedy tym samym, na większe przychody w klubach.
Drugą sprawą jest program, który szykujemy pt. „Recepta na fitness”. Znowu bardzo mocna współpraca z sektorem medycznym, który przekierowywałby poniekąd część pacjentów, którym faktycznie ta aktywność fizyczna jest potrzebna do klubów fitness, które w tym programie by się pojawiły. Tutaj rozmawiamy jako Federacja z kilkoma liderami rynku medycznego, jak taki program mógłby wyglądać.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą chcemy zrobić: „Narodowy tydzień fitnessu”, troszkę na zasadzie „Nocy muzeów”, tylko że przez tydzień. Kluby, które dołączą do programu będą dostępne przez wybrany tydzień bez żadnych opłat dla wszystkich, razem ze specjalistami na miejscu i całą infrastrukturą, tak żeby każdy Polak, który nigdy nawet nie myślał, żeby pójść do klubu fitness czy siłowni, poszedł i sprawdził. Więc to są trzy segmenty, które chcemy poruszyć: państwowy, prywatny i nasz społeczny.
Rozmawiała Urszula Szewczyk.