„W ok. 90 proc. centrów handlowych wyniki są gorsze aniżeli w 2019 roku” – wskazuje w rozmowie Retail Journal Sylwester Cacek, prezes Sfinks Polska.
Radosław Święcki: Niedawno otworzyliście państwo siódmą restaurację od czasu majowego odmrożenia branży gastronomicznej. Czy to oznacza, że przeszliście suchą stopą ponad półroczny lockdown?
Sylwester Cacek: Chyba nikt, kto prowadzi działalność detaliczną, nie przeszedł suchą stopą lockdownu, dotyczy to także i nas. Na pewno jednak za sukces można uznać przetrwanie tak długiego lockdownu, kiedy to gastronomia przez siedem miesięcy miała praktycznie zamrożoną działalność. Uruchomienie siódmej restauracji, o której pan wspomniał, świadczy o tym, że marka jest silna i franczyzobiorca może mieć zaufanie, że z nami jest bezpieczniej niż ryzykować samemu.
Jak przetrwaliście te siedem miesięcy?
W zasadzie to nie powinniśmy mówić o siedmiu, a o 14 miesiącach ograniczonej działalności, bo przypomnę, że z pierwszym zamknięciem mieliśmy do czynienia wiosną zeszłego roku, przy pierwszej fali pandemii. A gdy tylko udało nam się nieco odbić ze sprzedażą , jesienią wprowadzono kolejny lockdown, który trwał praktycznie do końca maja. Gdyby nie działania, które podjęliśmy, to byłoby nam bardzo ciężko przetrwać.
Relacje z partnerami handlowymi i pracownikami były nie do przecenienia
Jakie to działania?
Muszę wspomnieć tu o zmianach covidowych dotyczących uproszczonej restrukturyzacji czy upadłości. Gdyby nie przepis mówiący o tym, że do końca czerwca br. jest memorandum na ogłoszenie upadłości, to chyba większość firm musiałaby ogłosić wcześniej upadłość, nie dlatego, że nie przetrwałaby, a dlatego, że na zarządach ciążyłoby olbrzymie ryzyko niepodjęcia takiego działania.
Druga kwestia to sprzedaż delivery. Tu muszę przyznać, że nasza oferta produktowa nie jest najpopularniejszą do prowadzenia działalności w dowozie na szeroką skalę, ale na szczęście wcześniejsze prace ułatwiły nam wejście w ten segment poprzez wprowadzenie wirtualnych marek. Ruszyliśmy również ze sprzedażą dań gotowych do sieci sklepów, co, jak sądzimy, będzie w przyszłości procentować. Istotny okazał się również goodwill – w tym relacje z partnerami handlowymi i pracownicy – który jest u nas na poziomie nie do przecenienia, aż żałujemy, że nie ma metod wyceny w tym zakresie. To wszystko pozwoliło nam przetrwać, trudno wskazać jakiś kluczowy element, gdyż na przetrwanie wpływ miały nie tylko działania z ostatniego roku, ale przede wszystkim działania wieloletnie, które stanowiły fundament w takich trudnych czasach.
Ile restauracji nie przetrwało lockdownu?
Zamknęliśmy ok. 27 proc. restauracji, więc nie można mówić o jakiejś wielkiej stracie i mogło być gorzej. Z danych jednej ze spółek informatycznych wynika, że z rynku zniknęło ok. 30 proc. restauracji. Myślę jednak, że pełne szacunki w tym zakresie poznamy dopiero w przyszłym roku, gdyż zobaczymy, ile restauracji powróciło do odpowiedniej sprzedaży i co będzie się działo jesienią. Chyba nikt już nie ma poduszki finansowej, więc o wszystkim będą decydowały warunki otoczenia oraz dobre bądź błędne decyzje zarządzających restauracjami, w tym strategiczne z ostatnich 3-4 lat.
Do jesieni za chwilę dojdziemy, natomiast teraz prosiłbym o ocenę obecnej sytuacji. Odczuwają państwo wakacyjne rozprężenie Polaków po miesiącach lockdownu?
Mamy odbicie i jest ono większe niż po lockdownie w zeszłym roku. . Wyniki są lepsze niż przewidywaliśmy, a planowaliśmy oczywiście na bazie tego, co działo się w zeszłym roku. Aktualnie benchmarkiem jest dla nas rok 2019, choć nie jest to dla nas satysfakcjonujące przy wzrostach na poziomie 17 proc. z początku 2020 r. Jednak wobec 2019 r. w miejscach, gdzie jest dużo turystów zagranicznych, czyli np. na rynku w Krakowie, te wyniki są nieco słabsze. Są jednak miejsca, które mogą się spokojnie porównywać z 2019 rokiem.
Jak jest w centrach handlowych?
W tym wypadku w zdecydowanej większości, bo ok. 90 proc. naszych lokalizacji, nasze wyniki są gorsze aniżeli w 2019 roku. Być może odwiedzalność centrów handlowych jest zbliżona do tej sprzed pandemii, ale pytanie, na ile przekłada się to na same zakupy. Nasi klienci do centrów handlowych jeszcze nie w pełni powrócili.
Wzrost odwiedzalności centrów nie przekłada się na wizyty w restauracjach
Najnowsze dane dotyczące odwiedzalności centrów handlowych w lipcu przyjęto z zaskoczeniem, gdyż mimo sezonu wakacyjnego odwiedzalność okazała się wyższa niż w czerwcu...
Może to wynikać z faktu, że w czerwcu nie wszyscy odważyli się jeszcze wyjść po lockdownie – dała o sobie znać nasza ostrożność. W maju pojawiło się nawet badanie z którego wynikało, że 27 proc. Polaków nie zamierza w ciągu najbliższego roku udać się do restauracji czy do centrów handlowych. Teraz to się zmienia, jesteśmy już mniej ostrożni, stąd wyniki odwiedzalności centrów są wyższe, tyle że niekoniecznie przekłada się to na sprzedaż czy na skłonność do odwiedzania restauracji.
Wspomniał pan, że zdecydowaliście się na wprowadzenie dań gotowych do sklepów spożywczych. Przyjęło się to rozwiązanie?
Wydaje mi się, że za wcześnie na podsumowania. Cały czas staramy się rozwinąć tę kategorię. Zrobiliśmy jakąś grupę dań, teraz ją zwiększamy. Niektóre dania cieszą się uznaniem, inne trzeba wymienić. Potrzeba czasu na przetestowanie może nawet rok. Na pewno tego projektu nie zarzucimy, jest ona dla nas perspektywiczny.
Obawiacie się państwo ewentualnego kolejnego lockdownu?
Myślę, że wszyscy się obawiają i chyba nikt nie wie, co tak naprawdę się wydarzy. Z uwagą obserwujemy to, co się dzieje w Europie i póki co u nas tych zakażeń nie jest dużo. Ale pewnie pod koniec wakacji, gdy ludzie wrócą, szczególnie z zagranicy, będzie ich więcej. Mamy obecnie ok. 200 zakażeń dziennie, rok temu o tej porze było ich 1000 i nikt specjalnie nie panikował, zmieniło się to w okolicach października. Jak będzie teraz? Zobaczymy. Obecnie przygotowujemy się na jesień, podejmujemy działania, które w razie przywrócenia obostrzeń powinny umożliwić nam funkcjonowanie.
Jakie to działania?
Nie mogę w tej chwili zdradzać szczegółów. Na pewno będziemy chcieli wykorzystać obszary, które mamy już przetestowane. Zaproponujemy dużo ciekawych zmian w delivery i take away, wzmocnimy sprzedaż dań na wynos. Pragnę również zwrócić uwagę na kwestie cen – nasze ceny w stosunku do tego, co proponuje konkurencja, są obecnie bardzo konkurencyjne, mamy więc przestrzeń do przygotowania sobie poduszki bezpieczeństwa w krótkim czasie, nie zmniejszając naszej atrakcyjności.
Trudno byłoby przetrwać tylko dzięki daniom na wynos
Gdyby nastąpiły obostrzenia zbliżone do tych sprzed roku, to ile bylibyście w stanie przetrwać oferując jedynie dania na wynos?
Trudno byłoby w ten sposób przetrwać, zwłaszcza jeśli nie oferowalibyśmy własnej pizzy czy innych rozwiązań pod delivery. Inne trudności dotyczą personelu – część personelu odchodzi, przychodzą nowe osoby, które trzeba od nowa przeszkolić.
Jest też kwestia relacji z centrami handlowymi. My chcieliśmy się z wieloma centrami handlowymi porozumieć w kwestii czynszu i uruchomienia dostaw delivery z restauracji mieszczących się przy centrach handlowych. Sytuacja z punktu widzenia wielu centrów handlowych była zero-jedynkowa – albo zamykamy, albo pracujemy, a jak pracujemy, to płacimy pełen czynsz. Zdecydowaliśmy, że zamykamy, ale z każdym, kto chce się z nami dogadać i ustalić mniejszy czynsz, będziemy współpracować i prowadzić działalność z dowozem. Z większością niestety się nie dogadaliśmy. Obecnie, reguluje to prawo, która pozwoli nam oferować dania w dostawie z wszystkich lokali przy obniżonym czynszu.
Dlaczego nie udało się porozumieć?
Myślę, że problemy mogły wynikać nie z ludzkiej złośliwości, a zwykłej walki o pracę. Część podmiotów zagranicznych, które w innych krajach napotykają podobne problemy, nie do końca ze zrozumieniem podchodzili do przepisów w Polsce.
A jak wygląda w tej chwili współpraca z rządem, macie państwo jakieś kontakty?
Jesteśmy członkiem Związku Pracodawców HORECA i staramy się te kontakty utrzymywać, choć sierpień temu nie służył. Liczę na to, że we wrześniu się to zmieni, że dojdzie do zapowiadanej rekonstrukcji (mam tu na myśli przede wszystkim resort rozwoju) i będziemy wiedzieli, z kim mamy rozmawiać.
Resort rozwoju przekazał w ostatnim czasie naszej redakcji informację, że nie toczą się prace nad zapowiadanym wiosną bonem gastronomicznym. To dla państwa rozczarowanie, czy nie obiecywaliście sobie zbyt wiele po tym rozwiązaniu?
Idea bonu gastronomicznego byłaby dobra, gdyby dawała każdemu możliwość skorzystania z tego rozwiązania. Od początku krytycznie ocenialiśmy fakt, iż założeniem pomysłu było to, że pracodawca podpisuje z jakimś podmiotem umowę i tylko u w tym jednym miejscu pracownicy mogą realizować bon. Nie jest tajemnicą, że za rozwiązaniem tym stały dwie firmy, więc nie można powiedzieć, że bon był odpowiedzią na problemy całej gastronomii. Te pieniądze trafiłyby do małej grupy uczestników rynku.
Rozmawiał Radosław Święcki