„Obecnie, w odpowiedzi na prośby naszych ukraińskich pracowników oraz lokalnych władz Ukrainy, które mając najlepszy ogląd sytuacji, również w kwestii bezpieczeństwa na danym terenie, rekomendowały u siebie takie działanie, przywróciliśmy funkcjonowanie ok. 25 proc. naszych salonów stacjonarnych. Dotyczy to głównie zachodniej Ukrainy i obszarów, gdzie nie toczą się aktualnie działania wojenne, a mieszkańcom zależało na powrocie do pracy i utrzymaniu choćby pozorów dawnej rzeczywistości” – mówi w wywiadzie dla RetailJournal.pl Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes zarządu LPP S.A. Jak wojna na Ukrainie wpływa na sytuację spółki oraz jak firma stara się dziś pomagać Ukraińcom?
Urszula Szewczyk: Pod koniec lutego zawiesili Państwo swoją działalność na Ukrainie, a centrala LPP w Kijowie została przeniesiona do Lwowa. Czy mają Państwo dzisiaj kontakt ze swoimi ukraińskimi pracownikami? Czy sprowadzają ich Państwo do Polski?
Przemysław Lutkiewicz – wiceprezes zarządu LPP: Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Już od pierwszych dni rosyjskiej agresji na Ukrainę objęliśmy pomocą naszych pracowników dotkniętych wojną oraz ich rodziny. Bezpieczeństwo tych osób od początku było dla nas priorytetem, dlatego tym, którzy zdecydowali się na przyjazd do Polski zapewniamy zakwaterowanie, podstawowe środki higieniczne, pomoc medyczną i psychologiczną. Oferujemy również wsparcie prawne dające możliwość znalezienia zatrudnienia w Polsce. Z kolei osoby, które zdecydowały się na wyjazd do innych krajów mogą liczyć na pomoc naszych spółek zależnych ze Słowacji, Rumunii, Węgier, Czech, Litwy oraz Niemiec, dzięki którym organizujemy transport i zakwaterowanie w tych państwach.
Oprócz pomocy, o której Pan mówi, to wsparli Państwo uchodźców z Ukrainy kwotą 20 mln zł. Jak dokładnie wygląda pomoc, której Państwo udzielili?
20 mln zł to środki przeznaczone na wsparcie uchodźców z Ukrainy przybywających do Polski, jak i osób pozostających w objętym wojną kraju. Ponieważ sytuacja związana z pomocą jest dynamiczna i nadal ewoluuje zdecydowaliśmy się na współpracę z podmiotami zaangażowanymi w bezpośrednie działania na rzecz osób przybywających do Trójmiasta, Krakowa oraz tych pozostających na terenach objętych wojną, bo dzięki temu mamy pewność, że nasze wsparcie pozwoli odpowiedzieć na realne i szybko zmieniające się potrzeby.
Poprzez Fundację LPP przekazujemy środki naszym partnerom i organizacjom społecznym, takim jak Fundacja Gdańska i Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, które przeznaczają je na wsparcie rzeczowe, zakwaterowanie, pomoc psychologiczną, a także utrzymanie i wyposażenie stacji pomocy humanitarnej na Ukrainie. Nasza Fundacja LPP przekazała również niezbędne ubrania i karty podarunkowe na zakup odzieży dla potrzebujących, a także wspiera Pomorski i Małopolski Oddział PCK ofiarowując w ramach pomocy rzeczowej odzież naszych marek.
Poza Polską, Ukraina i Rosja to dwa największe rynki dla LPP. Na Ukrainie zamknęli Państwo 157 swoich sklepów. Czy po wojnie wrócą Państwo na ukraiński rynek?
Nigdy nie zamierzaliśmy wycofywać się z rynku ukraińskiego, który przed wojną stanowił dla nas 6 proc. przychodów, jednak w związku z trwającą tam agresją militarną Rosji zawiesiliśmy na czas nieokreślony działalność w regionach objętych zagrożeniem. Dotyczy to zarówno pracy salonów, jak również dostaw zakupów online oraz funkcjonowania sklepów internetowych i pozostanie tak, aż do momentu przywrócenia warunków zapewniających bezpieczeństwo naszych pracowników oraz klientów.
Obecnie, w odpowiedzi na prośby naszych ukraińskich pracowników oraz lokalnych władz Ukrainy, które mając najlepszy ogląd sytuacji, również w kwestii bezpieczeństwa na danym terenie, rekomendowały u siebie takie działanie, przywróciliśmy funkcjonowanie ok. 25 proc. naszych salonów stacjonarnych. Dotyczy to głównie zachodniej Ukrainy i obszarów, gdzie nie toczą się aktualnie działania wojenne, a mieszkańcom zależało na powrocie do pracy i utrzymaniu choćby pozorów dawnej rzeczywistości.
Rozumiemy taką postawę, dlatego zdecydowaliśmy się na ten krok, ale jednocześnie stale monitorujemy sytuację i jeśli ta będzie się zmieniać, ponownie zamkniemy salony. Sprzedaż w nich, przy skróconych godzinach otwarcia, realizują wyłącznie pracownicy, którzy wyrazili taką chęć i potrzebę. Do dyspozycji kupujących pozostaje natomiast tylko asortyment dostarczony do sklepu jeszcze przed wybuchem wojny – ze względów bezpieczeństwa nie przywracamy bowiem dostaw na rynek ukraiński.
Trzeba też pamiętać, że obecnie w zachodniej części kraju skumulowana jest większość osób ewakuujących się z terenów działań wojennych. Otwarte sklepy umożliwiają im zaopatrzenie się w to, czego nie zdołali zabrać ze sobą uciekając przed wojną.
Co ze sklepami w Rosji i na Białorusi? Jak dzisiaj wygląda sytuacja Państwa firmy, sklepów i pracowników w tych krajach?
Od pierwszych dni wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą, w pełni popieramy i respektujemy wszelkie międzynarodowe sankcje gospodarcze nałożone na Rosję w związku z jej agresją na Ukrainę. Stąd też nasza decyzja, ogłoszona 4 marca, o natychmiastowym wstrzymaniu dostaw na rynek rosyjski, rezygnacji z planów rozwojowych i ostatecznym zawieszeniu działalności w Rosji. Z racji skali naszej obecności w tym kraju, która stanowiła blisko 20 proc. całego biznesu LPP, jest ona wdrażana sukcesywnie przy uwzględnieniu ograniczeń operacyjnych. Od 7 marca w Rosji nie funkcjonują już sklepy internetowe naszych marek, natomiast sprzedaż stacjonarna jest wygaszana etapami.
Pozostaje jeszcze kwestia transportu towarów – transport produktów LPP do Polski w dużej mierze wiódł przez Rosję. Jak dziś wygląda kwestia Państwa łańcuchów dostaw?
Na ten moment nie widzimy tutaj dużych różnic. Większość naszego towaru z Azji trafiała do Polski drogą morską. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy ta forma transportu doświadczała trudności wskutek zmian wywołanych pandemią. Brakowało kontenerów, miejsca na statkach, a ceny frachtu mocno rosły bijąc wręcz rekordy rynku przewozów na trasie Azja – Europa. Natomiast po wybuchu wojny sytuacja nieznacznie się zmieniła.
W ramach aktu solidarności z Ukrainą, najwięksi armatorzy zrezygnowali z rejsów do portów rosyjskich. W efekcie wpłynęło to na zmniejszenie zajętości jednostek pływających i obecnie widzimy większą dostępność miejsca na statkach. Na razie jednak, w sposób istotny nie zmieniło to działania łańcuchów dostaw. Spodziewamy się, że prawdziwy obraz sytuacji poznamy latem, kiedy w transporcie przypada tzw. sezon wysoki.
Mimo sytuacji za naszą wschodnią granicą prognozują Państwo w tym roku wzrosty sprzedaży. Jakie postawili sobie Państwo plany na ten rok?
Pierwotnie skupialiśmy swoją uwagę głównie na rynku wschodnim, jednak w obecnej sytuacji nasze plany biznesowe musiały ulec zmianie i dostosowaniu do aktualnych warunków. Bez uwzględniania rynku ukraińskiego i rosyjskiego, szacunki sprzedażowe nadal wskazują na możliwość osiągnięcia około 16 mld PLN przychodów. Oznacza to wzrost o 13 proc. r/r, z czego spodziewamy się, że sprzedaż online powinna przekroczyć poziom 5 mld PLN. By zapewnić dalszy rozwój Grupy LPP będziemy wzmacniać naszą pozycję na terenie krajów UE – od Finlandii po Bułgarię. Zgodnie z przyjętą strategią sprzedaży wielokanałowej planujemy kontynuować ekspansję w Europie Środkowej i Południowej – szczególnie w kontekście naszej najmłodszej marki – Sinsay. Będziemy ją rozwijać zarówno w obszarze sieci stacjonarnej, jak i w kanale e-commerce, który w IV kwartale 2021/22 osiągnął udział w sprzedaży przekraczający 30 proc. Aktualne pozostają także nasze plany wejścia na nowy – 27. już rynek, czyli do Albanii.