Radosław Święcki: Kilka miesięcy temu wybuchło spore zamieszanie w związku z zapowiedziami – jak się potem okazało błędnie zrozumianymi – zamknięcia państwa sklepów w centrach handlowych. Jak dziś wygląda państwa sytuacja, zamykacie sklepy, czy może wręcz odwrotnie?
Arkadiusz Brzostowski: Nigdy nie mieliśmy planów zamknięcia naszych sklepów w centrach handlowych. Jeden z dziennikarzy źle zinterpretował wypowiedź prezesa Artura Kazienko i zrobiło się spore zamieszanie.
Kazar nadal zostaje w centrach handlowych. Sklepy stacjonarne niezmiennie pełnią kluczową rolę w budowaniu marki i postrzeganiu produktu. Jakość jest naszym znakiem rozpoznawczym, w salonach doświadczają jej nasi klienci na wszystkich poziomach (shopping experience w biznesie o naszej skali jest bez wątpienia niezwykle istotny). Natomiast w procesie transformacji spowodowanej pandemią niektóre z salonów zmieniły swoją lokalizację, niektóre powiększą swoją przestrzeń, a kilka zostało zamkniętych. W tych centrach handlowych, w których nie znaleźliśmy zrozumienia dla bieżącej sytuacji, trzy salony zamknęliśmy lub nie przedłużyliśmy umowy. Ostanie półtora roku mocno doświadczyło firmy i wydawało się oczywistym, że centra handlowe będą poszukiwać rozwiązań kompromisowych, takich które pozwolą firmom przetrwać, ku naszemu zdziwieniu część z nich, podkreślam, że nie wszystkie, widziało jakąś zupełnie inną rzeczywistość, stawiając nas w trudnym położeniu i z tymi miejscami jeśli jeszcze się nie rozstaliśmy, to zapewne to nastąpi w nieodległej przyszłości. Koszt utrzymania salonów jest jedną z największych pozycji kosztowych w firmie, w czasie wprowadzonych obostrzeń te koszty decydowały o „być albo nie być” wielu firm, w tym także naszej.
Jaki to konkretnie udział?
Obecność w galeriach handlowych to 20 proc. naszych kosztów. Wprowadzając nową strategie optymalizacji kosztów, renegocjacja umów najmu była podstawą w budowanym planie przetrwania. Dostosowanie kosztów do wyniku finansowego pozwoliło nam wyjść obronną ręką z kryzysu, w którym my, ale także cały rynek ratail, znalazł się z dnia na dzień. Podeszliśmy twardo do negocjacji. Nie otworzyliśmy części sklepów po pierwszym lockdownie właśnie dlatego, że chcieliśmy dostosować umowy do bieżącej sytuacji, na którą nie mieliśmy żadnego wpływu. Ryzyko, koszty związane z prowadzeniem biznesu w czasie tak trudnym jak pandemia, powinny być ponoszone równo przez obie strony, a nie tylko przez jedną. Rozmowy były niezwykle trudne, ale finalnie doszło do zamknięcia trzech salonów i nieprzedłużenia jednej z umów w Promenadzie, gdzie stosunek czynszu do generowanego przez centrum handlowe trafficu był dla nas niesatysfakcjonujący. Dynamika wzrostu sprzedaży w online, w sposób oczywisty pokazuje gdzie nasi klienci coraz chętniej kupują i nie mam wątpliwości, że nasze szanse rozwoju i zbudowanie skali międzynarodowej wiążą się ze światowymi platformami zakupowymi, na których z sukcesem jesteśmy od kilku miesięcy. Wkładamy mnóstwo energii w rozwój tych kanałów i na ich potrzeby zmieniamy się technologicznie – to jest nasza biznesowa przyszłość, tym bardziej zadziwiająca była postawa decydentów po stronie centrów handlowych, którzy zakładam, śledzą trendy i zmieniająca się rzeczywistość, której właśnie jesteśmy świadkami.
Ile macie państwo w tej chwili sklepów?
W tej chwili są to 62 sklepy stacjonarne, w tym cztery na Węgrzech i cztery sklepy tymczasowe typu PopUp.
Na ile odczuwacie wzrost odwiedzalności centrów handlowych, który nastąpił w ostatnich miesiącach?
Mieliśmy nawet moment euforii. Nastąpiła od razu po odmrożeniu, kiedy zobaczyliśmy, że ruch jest może niższy od okresu sprzed pandemii, ale bardziej kaloryczny. Był to efekt „odroczonych zakupów”, klienci byli zdecydowani, skuteczność sprzedaży radykalnie urosła, ale później zaczęła spadać. Całe szczęście zatrzymała się na poziomie nadal satysfakcjonującym i utrzymuje się na stabilnym poziomie. Można powiedzieć, że ten efekt popandemiczny już się zatarł i mamy teraz do czynienia ze zwykłą, naturalną potrzebą kupowania dobrych produktów u zaufanych sprzedawców, w sprawdzonych brandach. Okazuje się, że sprzedaż offline jest potrzebna, chociażby po to, aby przyjść i porozmawiać ze sprzedawcą, ekspertem, w towarzystwie którego łatwiej podejmujemy decyzję zakupową, czujemy się zaopiekowani we właściwy sposób i nie dotyczy to oczywiście tylko branży obuwniczej. Nie ukrywam, że od początku z pewnym sceptycyzmem patrzyłem na artykuły odnośnie tego, że po tym wszystkim co się działo sprzedaż online wyprze sprzedaż tradycyjną. My w tej chwili nie obawiamy się ani o sieć offlinową, ani o e-commerce. W 2019 roku, czyli przed pandemią udział e-commerce wynosił u nas ok. 20 proc., w pierwszej połowie zeszłego roku, gdy koronawirus szalał było to 46 proc. Obecnie udział sprzedaży online to ok. 32 proc. naszych przychodów. Myślę, że pięć miesięcy po odmrożeniu obostrzeń można powiedzieć, że powoli wracamy do normalności. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że lata pracy i wysiłku jaką włożyli i nadal wkładają wszystkie zespoły Kazar ułatwiła nam ten powrót. Możemy się poszczycić dużą grupą lojalnych klientów, którym czas rozłąki zakupowej mimo wszystko nie pozwolił o nas zapomnieć, co nas bardzo cieszy i napawa optymizmem. Jeśli nic nas nie zaskoczy, nie zostaną wprowadzone kolejne obostrzenia, które są jak kłody rzucane pod nogi, to jesteśmy na dobrej drodze, a nasze ambitne plany będą związane z rozwojem międzynarodowym.
Do obostrzeń za chwilę przejdziemy. Wcześniej jednak chciałem zapytać, czy przed pandemią dostrzegaliście okres w roku szczególnie dla was korzystny, czy też może sprzedaż produktów przez 12 miesięcy była na zbliżonym poziomie?
Ostatni kwartał – ten okres jest dla nas zawsze nieprzewidywalny, ale zawsze niezwykle istotny. Mogliśmy przez 9 miesięcy robić swoje, wychodzić na lekki plus, ale kluczowy był zawsze ostatni kwartał, a w szczególności ostatnie 1,5 miesiąca roku. W tym roku nie czekamy na ostatni kwartał z zapartym tchem, budujemy silną i stabilną pozycję finansową, mając oczywiście w pamięci, że ostatni kwartał zeszłego roku pokazał, że jest to najbardziej nieprzewidywalny okres, ale niestety w tym negatywnym znaczeniu.
No właśnie. Rok temu na ten okres przypadł drugi lockdown, skrócony jedynie na okres świąteczny. Nie obawiacie się powtórki tego scenariusza w tym roku?
Odpowiadając na to pytanie muszę zwrócić uwagę, że Kazar jest obecny głównie w wielkomiejskich aglomeracjach, nie jesteśmy rozsiani w powiatowych centrach handlowych. Mówię o tym dlatego, że obserwujemy statystyki dotyczące szczepień, a rządzący – przynajmniej do tej pory – sugerowali, że obostrzenia czy ewentualny lockdown obejmie obszary z najmniejszym poziomem wyszczepienia. W dużych miastach poziom ten jest stosunkowo wysoki.
Czyli liczycie państwo na to, że skończy się regionalizacją obostrzeń i w efekcie skończy się na zamknięciu galerii w których nie jesteście obecni?
Tak, na to liczymy. Liczymy się też z tym, że mogą pojawić się przejściowe ograniczenia dla osób zaszczepionych i dla galerii sporym wyzwaniem może być kwestia tego jak to weryfikować. Mamy nadzieję, że nasze sklepy w czwartym kwartale tego roku się obronią, że centra handlowe w których jesteśmy będą otwarte, być może w większym reżimie sanitarnym, do którego potrafimy się już dostosować.
A jeśli jednak dojdzie do powtórki sprzed roku? Jesteście przygotowani na ten najczarniejszy scenariusz?
Swoistą poduszką bezpieczeństwa jest dla nas obecność na europejskich platformach zakupowych Marketplace, jak np. Zalando, które jest w stanie zrekompensować nam 1,5 miesiąca lockdownu. Dostrzegamy ogromne zapotrzebowanie na nasze produkty, mamy już zamówienia składane na wiosnę i lato przyszłego roku, więc te pieniądze cały czas są w obrocie. Jesteśmy przygotowani na ewentualne problemy bardziej niż rok temu. Mamy wypracowane wsparcie banków, jesteśmy przygotowani na kilka scenariuszy, a przyszłość pokaże z którym będziemy musieli się mierzyć. To jak dobrze poradzi sobie rynek, jak poradzą sobie rodzime biznesy w głównej mierze zależy od rządzących, to w ich rękach znajdują się losy firm i miejsc pracy. My z naszej strony zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, ale jesteśmy uzależnieni od decyzji, na które nie mamy wpływu.
Poruszał pan już kwestie dotyczące sprzedaży online. Na ile ona pomogła wam przetrwać kolejne lockdowny?
Jak już wspomniałem, wzrost udziału e-commerce w trakcie pandemii znacząco wzrósł – z 20 proc. do 45 proc. Ten wzrost był istotny dla wyniku, ale odcięto nam przychody ze sprzedaży offline. Nasze przychody w stosunku do planów 2020 były o ok. 30 proc. niższe. Wyłączenie handlu z dnia na dzień nie wyłączało niestety konieczności obsługi kosztów związanych z prowadzeniem biznesu. Nie trudno sobie wyobrazić, jak takie okoliczności wpływają na rentowność biznesu. Zatem odpowiadając wprost – sprzedaż online nie jest w stanie pokryć wszystkich kosztów związanych z prowadzeniem firmy.
A czy były jakieś zaskoczenia odnośnie tego, co Polacy kupują online?
Takich zaskoczeń nie brakowało i nadal nie brakuje. Wydawać by się mogło, że w sytuacji braku wesel, możliwości celebrowania życia w większym gonie cała kategoria produktów czółenek, butów wizytowych zostanie zupełnie zamrożona, tymczasem okazuje się sprzedaż nadal była odnotowywana na bardzo zadowalającym poziomie. Popularnością cieszyły się modele casual, klienci stawiali na wygodę i komfort, wprowadziliśmy rozszerzoną linię skórzanych klapków i modeli do typowo domowego użytku – wszystkie okazały się hitami sprzedaży. To także zasługa działu kolekcji, który w sposób adekwatny dostosował kolekcje do bieżących potrzeb klientów.
Kazar obchodzi w tym roku 25 urodziny. Czy z okazji ćwierćwiecza istnienia planujecie jakieś niespodzianki dla klientów?
Zdecydowaliśmy o przesunięciu świętowania naszego jubileuszu na przyszły rok. Powodem jest to, że obecny okres jest jednak dość niepewny i z wiadomych względów obarczony dość negatywnym feelingiem. Na świętowanie i wszelkiego rodzaju atrakcje przyjdzie czas, jak się to wszystko skończy. Myślę, że euforia związana z końcem pandemii w połączeniu z naszym jubileuszem przyniesie naszym klientem wiele radości i niespodzianek.
Rozmawiał Radosław Święcki