„Ewentualny lockdown, do którego mam nadzieję nie dojdzie, stałby się fikcją. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest kontrolowanie zasad bezpieczeństwa, obserwowanie sytuacji epidemicznej i opracowanie planu A, B i C z dużym wyprzedzeniem” – mówi w II części wywiadu z redakcją Retail Journal Michał Łenczyński, założyciel Beauty Razem, organizacji zrzeszającej ok. 60 tys. specjalistów z branży beauty.
Radosław Święcki: W marcu z pełnym impetem uderzyła trzecia fala. Jak zareagowaliście?
Michał Łenczyński: Mieliśmy gotowy pakiet rozwiązań pomocowych i prawnych, czekający na swój czas w szufladzie. Kilkadziesiąt badań i analiz tworzyliśmy przez cały rok. W dyskusjach branżowych przewinęły się przez ten czas 3 miliony komentarzy. Gdy w marcu 2021 roku pojawiły się doniesienia, że tym razem nasza branża może nie uniknąć całkowitego zamknięcia, codziennie po kilka razy rozmawialiśmy z Ministerstwem Rozwoju, Pracy i Technologii. Dosyłaliśmy analizy wskazujące, że zamknięcie nie ma sensu, że branża beauty generuje 300 tys. miejsc pracy i jak pokazały statystyki z okresu, jest ona bezpieczna. Pokazaliśmy, jak dużą stratą dla gospodarki jest tak radykalny krok. Zamknięte firmy nie zarabiają i nie płacą podatków, a przedsiębiorcy wolą ciężko i uczciwie pracować, zamiast czekać na jałmużnę. Wskazywaliśmy również, że Polacy – mówiąc kolokwialnie – „nie kupią” tego ruchu. Jeszcze w przeddzień lockdownu mieliśmy nadzieję, że ta decyzja nie zostanie podjęta.
Tym razem jednak się nie udało…
O zamknięciu dowiedziałem się jakieś dwie godziny przed konferencją ministra zdrowia. Tuż po konferencji wybuchła burza w całej branży, we wszystkich mediach temat stał się najgorętszym w Polsce. Przez pierwszy kwadrans za każdym razem gdy odbierałem połączenie telefoniczne czy oddzwaniałem, pięć kolejnych osób czekało na linii. W tym chaosie otrzymałem SMS z ministerstwa z zaproszeniem na spotkanie w ministerstwie, z prośbą o doproszenie reprezentantów branży. Wyłączyłem telefon i została mi godzina na zgromadzenie branżowej reprezentacji i uporządkowanie zawartości szuflady z pakietem rozwiązań. Spotkanie m.in. z panią minister Olgą Semeniuk przebiegało w dość nerwowej atmosferze, choć było bardzo merytoryczne. Określiliśmy twardo nasze potrzeby, wysłuchaliśmy możliwości rządu i doszliśmy do bardzo dobrych kompromisów. Sama pani minister mówiła później, że na pięć naszych postulatów, pięć zostało spełnionych. Dotyczyły one realizacji postulatu dotacji 5-tysięcznej, postojowego, dofinansowań do wynagrodzeń i umorzenia ZUS-u. Chcieliśmy też uwzględnienia młodszych firm, które powstały np. pół roku temu, co się udało. Kością niezgody było całkowite umorzenie subwencji PFR 1.0, bo lockdown zmienił reguły gry w jej trakcie. W naszym odczuciu nam to obiecano, ale ostatecznie PKD naszej branży nie znalazło się na liście uprawnionych do pełnego zwolnienia ze zwrotu.
Osobom spoza branży wydawało się, że otrzymaliśmy Bóg wie jakie rekompensaty za lockdown, tymczasem branża długo nie widziała ani grosza z tychże rekompensat. Pierwsze środki pojawiły się jakieś dwa miesiące po wprowadzeniu lockdownu. Jest koniec sierpnia, a części z nich nie widzimy do teraz. Wpadłem na to, by określić co jest nam potrzebne i na jakich zasadach, ale nie przeszło mi przez myśl, by ustalić „kiedy”. Mamy nauczkę na przyszłość.
Jak będzie jesienią? Będzie kolejny lockdown?
Właściwym adresatem tego pytania jest jasnowidz (śmiech). Dziś nie wiemy czy do lockdownu dojdzie. Wszyscy mają nadzieję, że nie będzie to konieczne. Z wypowiedzi ministra Niedzielskiego wynika, że jeśli sytuacja będzie się pogarszać, mogą zostać wprowadzone jakieś formy restrykcji, ale inne niż miały miejsce dotychczas, czyli np. regionalne obostrzenia, tam gdzie poziom szczepień będzie niższy (zaznaczę tu, że zdecydowana większość naszej branży sprzeciwia się segregacji sanitarnej). My zwracamy uwagę, że salony fryzjerskie i kosmetyczne nie są miejscem transmisji zakażeń i jesteśmy najbezpieczniejszą branżą usługową. Nasza branża chce pracować, chce zarabiać i nie chce być skazana na łaskę państwa. Nie ukrywam, że odczuwamy niepokój przed jesienią, ale póki co staramy się wykorzystać ten czas, który trwa obecnie, kiedy możemy pracować. Większość z nas ma klientów. Pracujemy dla nich na pełnych obrotach, od rana do wieczora.
Argumenty zdrowotne są po naszej stronie, ale myślę, że rządzący zastanawiając się kogo może objąć ewentualny lockdown, powinni brać pod uwagę reakcję społeczeństwa. Mówię o tym dlatego, że podczas ostatniego lockdownu Polacy wskazywali zamknięcie salonów fryzjerskich jako jeden z największych absurdów.
Spodziewa się pan buntu Polaków w obronie salonów fryzjerskich?
Co pan rozumie przez bunt?
Na przykład to co się stało w kwestii zamknięcia lasów. Polacy na tyle ten pomysł wyśmiali, że już później nikt do tego pomysłu nie wracał…
Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy rozmawiać z ludźmi, czytać internet, to są przecież prawdziwe reakcje ludzi. W pierwszym ogólnopolskim lockdownie i klienci i branża słusznie piętnowali sporadyczne przypadki tzw. „podziemia”, szacowane na poziomie poniżej 4 proc. Nie wiedzieliśmy, z czym się borykamy i nie wiedzieliśmy, że to stan przewlekły, z którym musimy nauczyć się żyć. Gdy uruchamiano gospodarkę w maju 2020 r., badania pokazywały, że otwarcie fryzjerów i kosmetyczek było najbardziej oczekiwanym odmrożeniem. To było logiczne. Po 7 tygodniach, spoglądając w lustro, marzyliśmy, by wreszcie pójść do fryzjera i do salonów ustawiły się kolejki. To odbicie trwało zaledwie 16 dni, później w branży przyszła stagnacja.
W drugim lockdownie byliśmy już wszyscy oswojeni z nowymi realiami. Serwisy społecznościowe zalały memy „Skoro w kościele gromadzą się tłumy, to zamykamy fryzjerów”. Ludzie sami zrozumieli skalę absurdu i stoją za nami murem. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Trzeci raz klienci nie dadzą nam się zamknąć, bo jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Lubimy się, mówiąc po ludzku. Czy salony będą otwarte czy nie, to Polacy będą się do nich dobijali, jak nie drzwiami, to oknem. Ewentualny lockdown, do którego mam nadzieję nie dojdzie, stałby się fikcją zwłaszcza wtedy, gdy nie poszedłby w parze z godnymi rekompensatami. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest kontrolowanie zasad bezpieczeństwa, obserwowanie sytuacji epidemicznej i opracowanie planu A, B i C z dużym wyprzedzeniem i wybraniu wariantu w oparciu o badania, zamiast strzelania na oślep. Będziemy chcieli rozmawiać z rządem, możliwie jak najszybciej, by przedyskutować plan działania na najbliższe tygodnie, miesiące, sezon. Tak, aby nie było znowu tak, że dowiadujemy się o lockdownie na dwie godziny przed jego ogłoszeniem i w środku ogólnopolskiej burzy najważniejsze osoby w państwie pytają nas co właściwie mają robić.
Nadal uważa pan, że prowadzenie salonów kosmetycznych to sport ekstremalny?
Tak, tak kiedyś powiedziałem i podtrzymuję to całym sercem.
Rozmawiał Radosław Święcki
I część wywiadu dostępna tutaj:
„Zamknięcie fryzjerów i kosmetyczek to absurd” – mówi Michał Łenczyński z organizacji Beauty Razem