„Mamy tu przewagę nad innymi centrami handlowymi, w których dyrektor nie może nic postanowić, bo najpierw prezes z Polski musi iść do prezesa regionalnego, a ten zapytać swój zarząd itd. Nasze drzwi są dla najemców zawsze otwarte, dlatego współpraca między nami układa się dobrze. To my, wynajmujący żyjemy dzięki najemcom, a nie odwrotnie. Dlatego robimy wszystko, żeby prowadzili swoje biznesy i mogli czynsz płacić. Najemcy są najważniejsi” – mówi w wywiadzie dla RETAIL JOURNAL Yoram Reshef, wiceprezes Blue City. Jakie momenty w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy były według Yorama Reshefa największym wyzwaniem dla branży retail, a także jak Pan Reshef komentuje swoją kolejną wygraną w konkursie EuropaProperty CEE Retail & Marketplace?
Jakie momenty w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, od czasu pierwszego lockdownu, najbardziej zapadły Panu w pamięć i były największym wyzwaniem w Pana pracy?
Yoram Reshef, wiceprezes Blue City: Naszym największym wyzwaniem było i jest wspieranie naszych najemców. Uważamy, że jest to nasz obowiązek. Cały czas prowadzimy rozmowy z najemcami, bo co chwilę pojawia się nowy lockdown. Przez ostatnie ograniczenia straciliśmy niedzielę handlową przed Wielkanocą. Równie trudne było uzgodnienie z finansującymi bankami warunków spłaty rat kredytowych. Kłopoty sprawia nam też wyjątkowo nielogiczny i niesprawiedliwy przepis artykułu 15ze „ustawy covidowej”.
Nie rozumiem decyzji rządu, dlaczego sklepy wielkopowierzchniowe mogą być otwarte, a mały sklep, który ma 30 m2 już nie. Centra handlowe są naprawdę bardzo dobrze przygotowane do pandemii. Wydajemy dużo pieniędzy na środki czystości, na informacje o zasadach bezpieczeństwa. To wszystko jest dla mnie jednym, wielkim chaosem decyzyjnym.
W najtrudniejszej sytuacji są małe polskie firmy, które nie mają takiej siły, jak wielkie sieci handlowe. Centra handlowe też są w trudnej sytuacji, bo nikt im nie pomaga. W ciągu roku pandemii nie dostaliśmy żadnej pomocy. Może rządzący myślą, że właściciele centrów handlowych to są bogate krowy do dojenia? Musimy z tym żyć, tylko nikt nie wie ile czasu.
Czy można w ogóle wyciągać jakieś wnioski z tego pandemicznego roku, mądre rady na przyszłość?
Trudno o wnioski, bo stan rzeczy zmienia się z dnia na dzień. Przed pandemią wśród zachodnich zarządców centrów handlowych pojawiło się przekonanie, że oferta zakupowa to za mało i trzeba klientom zaproponować coś więcej. Powstał pomysł, żeby centra handlowe oferowały również rozszerzoną rozrywkę i gastronomię. W Blue City mieliśmy przed pandemią bardzo wysokie poziomy odwiedzalności, również dzięki najciekawszej ofercie rozrywki w Polsce. To w Blue City znajduje się największą szkoła tańca Agustina Egurroli, najładniejsze w Polsce kino, największy klub fitness, pierwsze w Polsce centrum rozrywki TEPfactor, innowacyjna sala zabaw dla dzieci. Rozrywka na światowym poziomie. Pandemia spowodowała, że wszystko to jest zamknięte. W sali zabaw Inca Play organizowanych było miesięcznie między 150 a 200 urodzin dla dzieci. Od roku nikt ich nie urządza, bo nie można. Co będzie dalej?
Od marca 2020 odwiedzalność Blue City wynosiła średnio ok. 70%, w porównaniu z okresem sprzed pandemii i to w miesiącach bez zaostrzonych ograniczeń. Klienci nie spacerowali po centrum, ale przychodzili po konkretne zakupy i szli do domu. Coraz więcej osób robi zakupy przez internet. Ja jednak wciąż wierzę, że po pandemii ludzie wrócą do centrów handlowych – do sklepów, restauracji i miejsc rozrywki.
Widziałem, co się ostatnio działo w Izraelu po tym, jak otworzono restauracje. Ludzie do nich przyszli i siedzieli. Ktoś nawet pocałował stół. Wszystkim brakuje normalności sprzed pandemii.
Ma Pan ogromne doświadczenie w pracy na rynku retail i odnosi Pan na tym polu duże sukcesy. Niedawno, po raz kolejny, został Pan uhonorowany tytułem najlepszego menedżera centrum handlowego w konkursie EuropaProperty CEE Retail & Marketplace. Jakie cechy charakteru są najważniejsze i najpotrzebniejsze w pracy menedżera centrum handlowego?
Myślę, że najważniejsze są: wizja, odwaga, a w dzisiejszych czasach również serce. Najważniejsze to być człowiekiem, słuchać ludzi. Ostatnio zostałem uznany przez branżę za menedżera roku centrum handlowego. Chciałbym podkreślić, że na to wyróżnienie pracował cały zespół Blue City, wszyscy moi współpracownicy, którzy są przy mnie od wielu lat. Blue City jest niezależnym, prywatnym centrum handlowym, dlatego możemy podejmować decyzje łatwiej i szybciej, niż jak to bywa w wielkich korporacjach czy funduszach. Mamy tu przewagę nad innymi centrami handlowymi, w których dyrektor nie może nic postanowić, bo najpierw prezes z Polski musi iść do prezesa regionalnego, a ten zapytać swój zarząd itd. Nasze drzwi są dla najemców zawsze otwarte, dlatego współpraca między nami układa się dobrze. To my, wynajmujący żyjemy dzięki najemcom, a nie odwrotnie. Dlatego robimy wszystko, żeby prowadzili swoje biznesy i mogli czynsz płacić. Najemcy są najważniejsi.
Czy Pana praca to Pana pasja?
Myślę, że tak. Ja już dawno mógłbym nie pracować. Dostaję w Polsce emeryturę, a nawet dodatek pielęgnacyjny (śmiech). W biurze Blue City jestem codziennie, a podczas lockdownu cały czas pracowałem zdalnie. Pewnie nie robiłbym tego, gdyby praca nie była moją pasją.
Jakich ludzi najbardziej ceni Pan w swojej pracy?
Osobiście wolę zdolnych i leniwych, niż pracowitych, za to mało rozgarniętych. Pracuję z ludźmi, których raczej muszę hamować, niż popychać. Jestem jak dyrygent orkiestry. Ludzie, którzy pracują ze mną wiele lat, wiedzą, że muszą być samodzielni, a ja staram się im nie przeszkadzać. Każdy ma wykonywać swoje obowiązki, za co dostaje wynagrodzenie i pochwały. Chcę, żeby moi współpracownicy podejmowali decyzje i brali za nie odpowiedzialność, a to ostatnie słowo jest niestety w Polsce bardzo rzadko używane.
Rozmawiała Urszula Szewczyk.