W przeszłości, kiedy gastronomia przechodziła ważną zmianę – czy w kryzysie w 2009 r. czy po wprowadzeniu wolnych od handlu niedziel – branża potrzebowała ok. półtora roku na dostosowanie i odzyskanie poprzedniego poziomu obrotów. Spodziewamy się, że teraz może być podobnie – mówi w wywiadzie dla Retail Journal Sylwester Cacek, Prezes zarządu Sfinks Polska SA.
Jak wygląda dzisiaj sytuacja w restauracjach Sphinx i Chłopskie Jadło? Jak pandemia wpłynęła na wyniki finansowe firmy Sfinks?
Sylwester Cacek, Prezes zarządu Sfinks Polska SA: Liczba gości w restauracjach jest na pewno niższa niż przed pandemią. Ma to związek z zasadą dystansu społecznego, a poza tym Polacy z dużą ostrożnością podchodzą ciągle jeszcze do odwiedzania lokali gastronomicznych. Brakuje też ruchu turystycznego, co odczuwa np. Chłopskie Jadło. Na ocenę i podawanie liczb jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, bo dane wahają się w poszczególnych dniach i tygodniach. Z drugiej strony krótko po odmrożeniu gastronomii otworzyliśmy dwie nowe restauracje Fabryki Pizzy – w Warszawie i Piasecznie. Te lokale były przygotowywane już wcześniej i mają na tyle duży potencjał, że ani my, ani nasz partner franczyzowy nie zmieniliśmy planów.
A co z miejscami pracy? Czy udało się Państwu zachować wszystkie?
W Sfinks Polska, czyli w centrali, nie było zwolnień. Restauracje samodzielnie zajmują się kwestiami pracowniczymi i w każdej sytuacja może wyglądać nieco inaczej. W niektórych przypadkach jest wręcz zapotrzebowanie na personel w związku z odpływem części pracowników pochodzących z Ukrainy oraz brakiem studentów w dużych ośrodkach akademickich.
Jak dostosowali się Państwo do nowej rzeczywistości i jakie są Państwa pierwsze spostrzeżenia po znoszeniu przez rząd ograniczeń?
Dostosowaliśmy się do wymogów sanitarnych, opracowaliśmy też dodatkowe własne narzędzia, które mają podnieść komfort i bezpieczeństwo gości, jak np. cyfrowe menu. Pierwsze tygodnie po odmrożeniu to z pewnością okres adaptacji i dla nas, i dla klientów.
Jak dokładnie adaptują się do nowej sytuacji klienci?
Sytuacja nie jest łatwa dla nikogo, ale wszyscy, dla wspólnego bezpieczeństwa musieliśmy się nauczyć jak funkcjonować w nowych warunkach. Powoli widać, że to, co wcześniej było niezwykłe czy niestandardowe, jest przyjmowane jako nowa norma. Na pewno, jeśli pogoda pozwala, goście w pierwszej kolejności wybierają spotkania w ogródkach restauracyjnych. Z drugiej strony sytuacja gospodarcza i niepewność zatrudnienia już dziś wpływają na mniejszą skłonność Polaków do wydawania pieniędzy na potrzeby spoza najbardziej podstawowego koszyka, co odczuwa branża gastronomiczna.
Czy wprowadzenie którychś z zasad sanitarnych okazało się dla Państwa problematyczne?
Nie. Jedynie trzeba ponosić dodatkowe koszty.
Czy w związku z pandemią wprowadzili Państwo w swoim modelu działania nowe rozwiązania?
Wprowadziliśmy dodatkowe działania w segmencie sprzedaży z dostawą. Ten kanał mocno rozwijaliśmy już wcześniej, bo uruchomiliśmy nowy dedykowany system IT, mieliśmy już ofertę opracowaną pod kątem dostawy, partnerów dystrybucyjnych i przygotowanych do tego procesu wiele naszych restauracji. W okresie zamknięcia gastronomii wprowadziliśmy nowe wirtualne marki, czyli dostępne wyłącznie w ofercie delivery – Kebapi i Yolo Chicken, tj. kebaby i dania z kurczaka. Naszą pierwszą wirtualną marką były hamburgery The Burgers, które okazały się sukcesem i ta marka przetarła szlak do uruchamiania kolejnych konceptów. Oprócz tego ciągle szukamy możliwości uatrakcyjnienia oferty, np. w restauracjach Sphinx wprowadzamy nowe promocje, ta sieć przystąpiła też do programu Karta Dużej Rodziny.
A co z czasem, jaki jest potrzebny na dojście branży gastronomicznej do wyników sprzed pandemii?
W przeszłości, kiedy gastronomia przechodziła ważną zmianę – czy w kryzysie w 2009 r. czy po wprowadzeniu wolnych od handlu niedziel – branża potrzebowała ok. półtora roku na dostosowanie i odzyskanie poprzedniego poziomu obrotów. Spodziewamy się, że teraz może być podobnie.
Rozmawiała Urszula Szewczyk.