„Nie jest tak źle jak rok temu, ale niestety nie tak dobrze jak w 2019 roku” – mówi w rozmowie z Retail Journal o odwiedzalności centrów handlowych Marcin Ochnik, Prezes Zarządu OCHNIK S.A., wiceprezes Zarządu Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług. Rozmawiamy również m.in. lockdownie i zaostrzeniu zakazu handlu w niedzielę.
Radosław Święcki: Minęły właśnie trzy miesiące od otwarcia centrów handlowych po trzeciej fali pandemii. Dużo się mówi o masowym powrocie klientów do sklepów. Jak to wygląda z pana perspektywy?
Marcin Ochnik: Sytuacja jest dość złożona, ale ujmując temat prosto: nie jest tak źle jak rok temu, ale niestety nie tak dobrze jak w 2019 roku. Wiele firm odnotowuje spadki w odniesieniu do okresu sprzed pandemii, choć zdarzają się pojedyncze tygodnie, w których wyniki są porównywalne. Generalnie, jeżeli chodzi o odwiedzalność centrów handlowych to notujemy spadek rzędu 15-20 proc. w stosunku do roku 2019.
Należy podkreślić, że analizujemy obecne obroty, zestawiając je z wynikami osiągniętymi w 2019 roku, gdy pandemii w Polsce nie było, ale od tamtego czasu minęły prawie dwa lata. W tym okresie dwukrotnie podwyższano czynsze w centrach handlowych (w związku z indeksacjami zapisanymi w umowach) oraz nastąpił duży przyrost kosztów spowodowany m.in. podwyżkami wynagrodzeń. Jeśli zatem przeanalizujemy wzrost kosztów na przestrzeni ostatnich dwóch lat to wynik finansowy jest zdecydowanie gorszy.
Liczą państwo na wzrost odwiedzalności po wakacjach, gdy klienci wrócą z wycieczek, działek itp.?
W naszym przypadku sprzedaż w okresie letnim nie jest największa. Sprzedaż odzieży wierzchniej generuje główny przychód OCHNIKA, dlatego szczególnie dobrym momentem są dla nas cztery ostatnie miesiące roku. Czekamy na ten czas z niecierpliwością, zwłaszcza, że obecnie trudno przewidzieć, jaka będzie sytuacja epidemiczna w kraju i czy konieczne będzie przywracanie obostrzeń.
Za chwilę o tym porozmawiamy, ale wcześniej pytanie nie o to, co będzie, a o to co jest, a konkretnie o to, jacy są obecnie klienci, czy zmieniły się ich zwyczaje zakupowe? Część przedstawicieli branży zwraca uwagę np. na fakt, że od czasu przywrócenia centrów handlowych więcej osób robi zakupy w pojedynkę…
My również dostrzegamy zmiany. Generalnie odwiedzalność sklepów jest niższa, ale wzrosła skuteczność sprzedaży. Obserwujemy mniej osób oglądających, a więcej zdecydowanych na zakupy.
Bez wątpienia okres pandemii to wzrost sprzedaży online. Na ile sprzedaż tą drogą pomogła państwu przetrwać lockdown?
Na pewno sprzedaż online nam pomogła, część spadku przychodów wynikająca z zamknięcia sklepów stacjonarnych została zrekompensowana wzrostami e-commerce, ale oczywiście o pełnej rekompensacie nie może być mowy. Bez względu na wysokość sprzedaży internetowej, nie sposób odrobić wyniku osiąganego za pośrednictwem 100 sklepów stacjonarnych.
Mówi pan o kluczowych dla państwa czterech ostatnich miesiącach roku. Przed rokiem był to czas przywracania obostrzeń, również dla handlu (zniesiono je jedynie na okres świąteczny). Pytanie o obawy przed kolejnym lockdownem to jak rozumiem pytanie retoryczne…
Nie ukrywam, że obawiamy się kolejnego lockdownu. Nie wiemy jak zadziałają szczepionki, obserwujemy sytuację w Wielkiej Brytanii, gdzie zakażeń jest dość dużo, ale na szczęście nie przekładają się one na masowe hospitalizacje czy zgony. To napawa nadzieją, że nie będzie tak źle jak w zeszłym roku…
…tylko, że w Wielkiej Brytanii proces szczepień przebiega znacznie lepiej niż nad Wisłą…
To prawda, w Wielkiej Brytanii zaszczepiło się prawie 90 proc. populacji, u nas niecałe 18 milionów. Niewiadomych przed jesienną czwartą falą jest sporo, ale pozostaje wierzyć, że będzie lepiej niż przed rokiem. Wówczas wzrost zakażeń nastąpił jeszcze we wrześniu, w październiku doszło do zamknięcia szkół, a my z tygodnia na tydzień notowaliśmy obroty mniejsze o ok. 10 proc. w stosunku do poprzedniego tygodnia. Bardzo odczuliśmy ubiegłoroczny jesienny lockdown, szczególnie że nastąpił w okresie, kiedy zwykle generujemy największe obroty.
Jakiego rzędu straty ponieśliście?
O konkretnych liczbach wolałbym nie mówić. Mogę jedynie powiedzieć, że to były kilkudziesięcioprocentowe spadki. Jak wspomniałem, nie dało się sprzedażą online odrobić luki spowodowanej brakiem sprzedaży w sklepach stacjonarnych.
A inni? Dużo firm nie przetrwało lockdownu?
Trudno powiedzieć. Należy przypomnieć, że otrzymaliśmy wsparcie ze strony państwa (abolicja czynszowa, dopłaty do wynagrodzeń), pojawiły się narzędzia, które pomogły przetrwać lockdown. Wielu firmom wyjście z kryzysu zajmie jednak 2-3 lata.
Przed wprowadzeniem poprzedniego lockdownu wskazywali państwo, że „odetnie on tlen branży handlowej”…
Tak, to ma ścisły związek z płynnością finansową oraz tym, w jakiej sytuacji znajdowały się firmy przed pandemią – czy miały stabilną sytuację finansową, niskie zadłużenie itp. Duża część podmiotów bardzo się zadłużyła w trakcie trwania pandemii, do tego należy doliczyć spadek marży, spadek wyniku finansowego. Ów tlen, to oczywiście kapitał. Pozostaje pytanie, ile firm go posiada, aby zapewnić sobie dalsze funkcjonowanie? To się okaże w ciągu najbliższego roku.
Ewentualna regionalizacja restrykcji to „mniejsze zło”?
Tak, wtedy ryzyko rozkłada się na poszczególne regiony, na konkretne lokalizacje i spadki nie są aż tak drastyczne. Dziś jednak trudno przewidzieć, czy rzeczywiście rządzący zdecydują się na wariant regionalizacji.
Czy jako wiceprezes Związku Pracodawców Handlu i Usług prowadzi pan rozmowy z rządem na temat ewentualnego wsparcia na wypadek przywracania restrykcji?
Nie, aktualnie nie prowadzimy rozmów na ten temat. Wszyscy mamy nadzieję, że kolejny lockdown nie nastąpi, a co za tym idzie wsparcie okaże się zbędne.
Mówiąc o dotychczasowym wsparciu wskazał pan abolicję czynszową. Protestuje przeciwko temu Polska Rada Centrów Handlowych, która zwróciła się w tej sprawie do Komisji Europejskiej…
Nikt z nas nie spodziewał się pandemii ani trudnej sytuacji, w której znalazła się gospodarka. Jednak jeszcze przed pojawieniem się w Polsce koronawirusa stawki czynszu w niektórych lokalizacjach były, w mojej ocenie, nierynkowe. Jako Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług nie chcieliśmy uderzać w centra handlowe, chcieliśmy rozłożenia skutków pandemii na podmioty, które funkcjonują w naszej branży: najemców, wynajmujących oraz rząd. Abolicja pomogła przetrwać wielu firmom. Nie znam przedsiębiorstwa, które miałoby takie same wyniki finansowe jak przed pandemią. Nie będę komentował zwrócenia się przez Polską Radę Centrów Handlowych do Komisji Europejskiej. Każda z organizacji ma prawo do walki o swoją kondycję i przetrwanie.
Prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu Sejm rozpocznie prace nad zaostrzeniem zakazu handlu w niedzielę. Jak pan ocenia tę inicjatywę?
Jestem przeciwnikiem zakazu handlu w niedzielę, także z powodów osobistych. Mam dzieci w wieku szkolnym i zrobienie zakupów w centrum handlowym czy wyjście do kina z rodziną w trakcie tygodnia jest dla mnie niemożliwe. O przywróceniu niedziel handlowych mówię oczywiście również jako przedstawiciel Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług. Mimo, że nie wydaliśmy oficjalnego oświadczenia w tej kwestii, rozważamy apel dotyczący handlu w niedzielę, choćby w okrojonym wymiarze (np. dwie niedziele w miesiącu) w czasie trwania pandemii. To bez wątpienia pomogłoby wielu pracodawcom.
Zasiada pan w Radzie Przedsiębiorczości powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę. Czy podczas posiedzeń prezydent zdradzał swój stosunek do zakazu handlu w niedzielę?
Nie, w tej sprawie nie było komentarza pana Prezydenta.
Rozmawiał: Radosław Święcki